WIARA I ZAUFANIE PRZEZ OSOBISTE POZNANIE

Abyśmy mogli wzrastać i rozwijać się na tej nowej
drodze potrzebna będzie nam wiara i zaufanie.

„Wierzyć - to znaczy nawet nie pytać, jak długo jeszcze mamy iść po ciemku.”
Jan Twardowski

Czym jest wiara?
Wiara biblijna jest uznaniem za rzeczywistość, za prawdę i za autentyczność wszystkiego, co powiedział i uczynił Bóg. Aby wiara była skuteczna w naszym życiu potrzebą jest jej praktykowanie.

Wygląda to tak.
Przyjmijmy, że moim problemem jest wspomniany już wcześniej grzech kłamstwa. Kłamię tak często, że już sam nie wiem, co komu powiedziałem i gubię się w tym. Jest mi już z tym bardzo źle, ludzie mi nie ufają, dziwnie reagują na wszystko, co mówię, choćbym mówił prawdę. Postanawiam to zmienić. Ale szybko zauważam, że kłamstwo tak mocno wpisało się w mój charakter, że spontanicznie kłamię i nie umiem nad tym zapanować. Przychodzę, więc jak ta Syrofenicjanka do Jezusa i przedstawiam Mu mój problem, mówiąc:
„ Panie Jezu, jestem kłamcą. Okłamuję wszystkich wszędzie i już mam tego serdecznie dość. Ludzie mi nie ufają a i Ty pewnie nie jesteś ze mnie dumny. Jest mi bardzo przykro. Wstyd mi z tego powodu, że złamałem Twoje przykazanie. Nie umiem sam sobie z tym grzechem poradzić. Proszę pomóż mi.” W tym momencie Bóg-Jezus Chrystus według swej obietnicy wybacza mi i uwalnia mnie od kłamstwa. Ja przez wiarę przyjmuję Jego łaskę i postanawiam przez delegowaną mi moc więcej nie kłamać. Świadomy tej przemiany pozwalam Duchowi Św. kontrolować moje myśli i słowa. Szybko zauważam, że staję się
prawdomówny. Jeśli jednak zdarzy mi się nieświadomie skłamać, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści mi to przewinienie, bo to jest tylko upadek ( Izaj.1,18 ). Świadomie podejmuję decyzję, że z premedytacją nigdy nie skłamię. Dzięki takiej współpracy z Duchem Świętym staję się całkowicie wolny od grzechu kłamstwa a prawdomówność staje się moją nową naturą. A wszystko to dzięki łasce i mocy Bożej. Proste, prawda? I do tego skuteczne!

„Gorącą, żarliwą modlitwą i żywą wiarą osiąga się wielkie zwycięstwa” E.G.White.

Warto zwrócić naszą uwagę na praktyczne wyżywanie wiary. Jest ona darem jak wszystko inne, co pochodzi od Boga. Dar ten otrzymujemy w takiej ilości, w jakiej umiemy go przyjąć. Świadomie ufając Bogu możemy zwiększać przyjmowanie wiary w wiarę. Dzieje się to jednak w praktyce poprzez praktyczne zastosowanie. Jak zatem rozpocząć stosowanie wiary, gdy jej się nie ma w ogóle? Praktykę, którą ja próbuję stosować i którą polecam innym można ująć słowami - „ daj Bogu szansę”. Dać Bogu szansę, to znaczy dać Mu kredyt zaufania. Trzeba nam założyć, że Bóg uczyni to, co obiecał. Bóg obiecał pomóc nam we wszystkim, co jest dobre dla nas. Jeśli już zdecydujesz się zaufać Bogu, pozwól Mu na to, aby działał. Jeśli np. chciałbyś pokonać nałóg palenia papierosów, poproś Pana o uwolnienie w modlitwie i
potraktuj tę rozmowę poważnie. Bóg na pewno da ci moc do zwycięstwa. Przyjmij do wiadomości tę rzeczywistość, że jesteś uwolniony i zastosuj ją w swym życiu.

1. Skoncentruj się na uwolnieniu w sposób pozytywny. Powiedz – „dzięki Bogu jestem już wolny!” Pamiętaj jednak, że to nie w twojej pozytywnej wypowiedzi jest moc, tylko w słowie, które wypowiada Bóg.
2. Podziękuj Bogu za uwolnienie i zrób wszystko by tylko >DZIŚ< cieszyć się tą wolnością.

Jutro nie istnieje, wczoraj przeminęło. Jest tylko dziś. Jesteś ty, Twój Bóg i wolność tu i teraz.
Teraz jesteś wolny. Tu i teraz. Nie jutro.
T E R A Z!

3. Jutro tylko przypomnisz sobie, że od wczoraj jesteś wolny i powiedz: Wczoraj przeminęło – jutro nie istnieje. Dziś to wszystko, co mi daje Bóg. I dziś dzięki mocy Bożej jestem wolnym człowiekiem. Podziękuj Panu za tę wolność. Przeżyj ten dzień jak na wolnego człowieka przystało. Dziś ciesz się swoją wolnością.
4. I tym razem skoncentruj się tylko na dniu dzisiejszym. Pomyśl – skoro Boża moc była skuteczna wczoraj to i dziś będzie skuteczna.
Tak oto staniesz się praktykiem i będziesz cieszył się swoją wiarą i Bożym zwycięstwem. Będziesz praktykował wiarę, która została ci dana. Z czasem zobaczysz, że z racji nowej natury nałóg palenia jest ci całkowicie obcy. Czasem może zdarzyć się tak, że jednak potkniesz się na swojej drodze do zwycięstwa. Nie przejmuj się tym wcale, „I po złych zbiorach trzeba siać”.

Podejmij wyzwanie raz jeszcze!

„Człowiek, który przesuwa góry, zaczyna od małych kamyczków” – mówi mądre chińskie przysłowie.

Przyjdź do Pana Jezusa, przeproś Go za to, co jest niewłaściwe. Podaj Mu swą rękę – Ty i Bóg – spróbujcie raz jeszcze. Tym razem będzie lepiej. Jesteś już bogatszy o doświadczenie.

- przeanalizuj dokładnie, dlaczego twój problem pojawił się raz jeszcze,
- wyciągnij z tej analizy wnioski,
- podejmij konstruktywne kroki, które poprowadzą cię do zwycięstwa.

Powiedz głośno:

„Mogę wszystko w tym, który mnie wzmacnia, w Jezusie Chrystusie!” ( Fil.4,13 )

Pamiętaj: Skoro w mocy Bożej mogłeś przeżyć jako wolny człowiek jeden dzień, to możesz i tydzień i rok i dziesięć lat i całą wieczność. O taką praktyczną wiarę i zaufanie koniecznie musimy się modlić. Czasem bywa i tak, że będziemy potrzebowali pomocy innych chrześcijan by zastosować skuteczną modlitwę wstawienniczą. O czym powiemy w dalszej części tej książki.

DOŚWIADCZENIE PRAKTYKOWANIA WIARY

Pewnego razu podczas modlitwy porannej prosiłem Pana o siły fizyczne podczas biegania, a muszę przyznać, że bardzo mi ich brakowało, bo były to moje pierwsze próby regularnego uprawiania tego sportu. Tego poranka przebiegłem trzykrotnie dłuższy dystans niż poprzednio. Od tego czasu biegam na dłuższych odcinkach.

Zbyt banalne?

Chodziłem już z Jezusem blisko dziesięć lat z grzechem, który był mi kulą u nogi. Czasem ciążył tak, że w ogóle nie mogłem iść czasem jednak udawało mi się wziąć ją i oddać Jezusowi. I tak szliśmy On i ja. Tyle, że co jakiś czas odbierałem ją na nowo Jezusowi a moja wędrówka za Nim stawała się długa i uciążliwa. Nastał jednak ten upragniony czas, w którym zrozumiałem, że wolność dla mnie jest tylko w Jezusie. Oddałem Mu kulę i postanowiłem, że nie sięgnę już po nią nigdy więcej, a raczej uchwycę się mocno dłoni Jezusa, byśmy razem poszli dalszą drogą. I tak zostałem uwolniony z łaski na podstawie wiary. Celowo nie nazywam grzechu po imieniu byś mógł drogi czytelniku wstawić sobie tu dowolny problem, z którym ty się borykasz, bo wierzę, że mój grzech był „ goliatem” nie do pokonania dla mnie.
Co jest niemożliwe dla ludzi, dla Boga jest możliwe.
Każdy, kto czyta Ewangelie zauważy, że pojawia się w niej coś szczególnego, co ja nazywam „dotykiem wiary”. I tak kobieta, która od wielu lat cierpiała na krwotok, przez wiarę, w jednej chwili dotyka się Jezusa i zostaje uzdrowiona. Przez wiarę dziesięciu trędowatych zostaje uleczonych. Przez tę samą wiarę przy sadzawce człowiek po czterdziestu latach choroby zostaje uzdrowiony.

Jezus zwykł zadawać następujące pytanie:

Co chcesz abym Ci uczynił?
Czy chcesz być zdrowy?
Co mogę dziś dla Ciebie zrobić?

A następnie odpowiada.
Idź – wiara twoja cię uzdrowiła!
Taki właśnie jest Jezus. Czy takiego Go znasz?

Czym jest, zatem dotyk wiary? Jest uchwyceniem się niewidocznego tak jakby było widoczne.
Jest przeświadczeniem i pewnością tego, że co Jezus obiecał jest w stanie dokonać.

Gdy idziesz za Jezusem mimo wszystko, mimo przeciwności to w końcu zbliżysz się do Niego na wyciągnięcie ręki, a dotyk wiary sprawi dla ciebie cud zbawienia. Dotyk wiary uwalnia Bożą pozytywną moc twórczą, która wybawia od grzechu i grzeszenia i daje wolność, zwycięstwo i życie. Zdarzyć się może w naszym życiu i tak, że problem, z jakim się spotkamy jest tak ogromny, że odbiera nam wiarę w to, że Bóg może w tym przypadku coś zrobić. Takie myśli są kłamstwem, w które szatan chce byśmy wierzyli. Nie dajmy się oszukać. Wielu z nas jednak ulega tej zwodniczej sugestii. Ja również jej ulegałem. Wtedy było mi bardzo źle. Powtarzałem sobie wtedy „Wolę grzeszyć i szukać Boga i iść za Nim, niż grzeszyć i żyć w samotności” Oczywiście nie polecam takiego stylu myślenia. Ale taka postawa nie odebrała mi nadziei. Nie polecam tego jako regułę. Mi jednak taka postawa pozwoliła szukać Boga mimo wszystko. Niektórzy mówią, że aby spotkać się w życiu z Bogiem to trzeba sobie na to zasłużyć albo być świętym. Nic podobnego. Osobiście szedłem za Jezusem tak upaprany w grzechu jak mało kto. Było warto! Nigdy nie odcinaj się od jedynego źródła ratunku! Szukaj zbawienia w Jezusie mimo wszystko.
Zobacz, co piszą o Bogu Ci, którzy Go znali osobiście, np. król Dawid czy też ludzie nam współcześni:

Psalm 34
„Dziękczynienie za wybawienie od ucisków”

Dawidowy, gdy udawał obłąkanego przed Abimelechem, a wypędzony przez niego, odszedł.
Będę błogosławił Pana w każdym czasie, Chwała jego niech będzie zawsze na ustach moich!
Dusza moja będzie się chlubić Panem! Niechaj słuchają pokorni i weselą się! Wysławiajcie Pana ze mną! Wywyższajmy wspólnie imię jego! Szukałem Pana i odpowiedział mi, I uchronił mnie od
wszystkich obaw moich. Spójrzcie na niego, a zajaśniejecie I oblicza wasze nie okryją się wstydem!
Ten biedak wołał, a Pan słuchał I wybawił go z
wszystkich ucisków jego. Anioł Pański zakłada obóz Wokół tych, którzy się go boją, i ratuje ich.
Skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan: Błogosławiony człowiek, który u niego szuka
schronienia! Bójcie się Pana, święci jego! Bo niczego nie brak tym, którzy się go boją. Lwięta cierpią niedostatek i głód, Lecz tym, którzy szukają Pana, nie brak żadnego dobra. Pójdźcie synowie, słuchajcie mnie! Nauczę was bojaźni Pańskiej! Jakim ma być człowiek, który kocha życie, Lubi oglądać dobre dni?...Strzeż języka swego od zła, A warg swoich od słów obłudnych! Odwróć się od zła i czyń dobrze, Szukaj pokoju i ubiegaj się oń! Oczy Pańskie patrzą na sprawiedliwych, A uszy jego słyszą ich krzyk.
Oblicze Pańskie jest zwrócone przeciwko złoczyńcom, Aby wytracić z ziemi pamięć ich wołają, a Pan wysłuchuje ich, I ocala ich ze wszystkich udręk. Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, A wybawia utrapionych na duchu. Wiele nieszczęść spotyka sprawiedliwego, Ale Pan wyzwala go ze wszystkich. Strzeże wszystkich kości jego, Żadna z nich się nie złamie. Niegodziwego zabija złość, A ci, którzy nienawidzą sprawiedliwego, poniosą karę. Pan wyzwala duszę sług swoich I nie będą ukarani ci, którzy mu ufają.”

“Konradek”
(fragment. z pamiętnika p.t. „Wspomnienia Romy”).
„W mojej Biblii obok Psalmu 30 widnieje napis granatowym długopisem “14 VII 2001 Konradek” a na marginesie napisałam “Zmartwychwstanie.”
Był ciepły lipcowy dzień. Byłam sama z dziećmi, bo mój mąż pracował w tym czasie za granicą. Byłam bardzo zadowolona, bo Marek M., szwagier mojej synowej zainteresował się ewangelią i po raz pierwszy miał przyjechać do zboru. Pojechaliśmy naszą starą Zastawką do zboru. Było bardzo przyjemnie a także i Marek był bardzo zadowolony. Obiecał zabrać wraz ze swoimi dziećmi moją Dorotkę na basen, ale źle się poczuł i musiał odwołać swoją obietnicę. Zrobiło mi się przykro, że dzieci nie pojadą i zaproponowałam, że ja zabiorę swoje i jego dzieci nad zalew Nowiny. Tak też się stało. Pojechało razem z nami jeszcze wiele osób ze zboru w Sandomierzu a także cała grupa ze Stalowej Woli. Dużo rozmawialiśmy o Bogu a dzieci bawiły się w wodzie. Było z nimi w wodzie kilku braci. Nagle poczułam dziwny niepokój i razem z Ewą. poszłam do wody i widziałam jak Konradek i Dawid podskakują w wodzie. Moją Dorotkę w tym czasie Marek B. uczył pływać a obok niego był Wiesiu. Daniel z Renatką pływali przy drugim brzegu. Stałam w wodzie po kolana i rozmawiałam z Ewą. Nagle spostrzegłam jak Marek rzuca Dorotkę i bierze na ręce Konradka i biegnie w naszym kierunku. Położył go na brzegu i rozpoczął masaż serca. Natychmiast dobiegł lekarz, który jak się okazało miał rozłożony koc obok. Przybiegł z innym lekarzem i natychmiast podjął akcję ratowniczą. Zadzwonił również na pogotowie. To było straszne. Byłam przerażona i nic innego nie miałam w myślach jak tylko “ Boże ratuj!” Za mną stało wiele braci i sióstr. A ja wciąż modliłam się “Boże ratuj!” Popatrzyłam na Marka, był bardzo zmęczony a w jego oczach zobaczyłam rezygnację. Wtedy już byłam pewna, ze Konradek nie żyje i, że już nie ma dla niego ratunku. Byłam zszokowana! Nagle przypomniałam sobie jak Pan Bóg wskrzesił Renatkę i usłyszałam cichy głos “Uklęknij i proś Boga o wskrzeszenie.” Myśli tłukły mi się w głowie: a jak się ośmieszę, a jeżeli Bóg go nie wskrzesi?! ..itp. Jednak z drugiej strony byłam pewna, że Bóg może mnie wysłuchać. W koło nas stało setki osób i opór diabelski był straszny. To były sekundy, ale wszystko wydawało się wiecznością. Nagle uklękłam i na głos powiedziałam “Boże ty możesz go wskrzesić, proszę zrób to.” I stało się... Konradek zaczął wymiotować. Odwracali go na bok i znowu sztuczne oddychanie i masaż serca na zmianę. Byłam już pewna, że będzie żył i od razu dziękowałam Bogu za cud. Gdy przyjechała karetka lekarz Łopatka powiedział, że to dziecko nie żyło i, że to jest ewidentny cud.
Konradek gdy go zabierali bardzo krzyczał i rzucał się, ale był nadal nieprzytomny. Marek W. zawiózł mnie do szpitala a tam spotkałam rodziców Konradka, których zawiadomił Daniel. Byłam przerażona, ale Marek powiedział, że gdy jechał do szpitala był pewny, ze szatan zaatakował jego dziecko by odciągnąć ich od Boga, ale w drodze obiecał Panu Bogu, że cokolwiek się stanie to on pójdzie za Nim. Zuzia też przywitała mnie spokojnie, ale nie chciała rozmawiać i nie robiła mi wyrzutów. Było mi bardzo przykro, że nijak nie mogę im pomóc. Modliliśmy się do późna w nocy a następnego dnia spotkaliśmy się w Budowlance w Stalowej Woli i tam wszyscy zjednoczyliśmy się w modlitwie za Konradka. Co chwilę dostawaliśmy telefon od Marka, że jest coraz gorzej i, żeby się cały czas modlić. W południe przyszedł ze szpitala Jasiu B. i powiedział, że Konradek usiadł na łóżku i poprosił o jedzenie. Był to ewidentny cud, bo lekarze powiedzieli, że nawet, jeśli przeżyje to i tak będzie kaleką, bo zbyt długo nie oddychał. (ok. 30 minut.) i z pewnością ma uszkodzone serce i wątrobę i może nie chodzić a nawet nie mówić. Chwała Bogu, że nic takiego się nie stało a w następny piątek wyszedł ze szpitala zupełnie zdrowy. W sabat, 21 VII 2001r., w zborze w Sandomierzu czytał psalm 30, a mało kto powstrzymał się od łez. Bóg uczynił cud na oczach prawie całego zboru byśmy jeszcze bardziej mu zaufali. Boże dziękuję ci za Twoje dowody wielkiej miłości do nas!!!”.

Prawdziwa wiara charakteryzuje się tym, że wymusza na nas zaplanowaną lub spontaniczną reakcję. Przyjrzyjmy się przez chwilę pewnej historii biblijnej.

„I przyszli do Jerycha; a gdy wychodził z Jerycha On
oraz jego uczniowie i mnóstwo ludu, syn Tymeusza,
Bartymeusz, ślepy żebrak, siedział przy drodze.
Usłyszawszy, że to Jezus z Nazaretu, począł wołać i
mówić: Jezusie, Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną!
I gromiło go wielu, aby milczał; a on tym więcej
wołał: Synu Dawida! Zmiłuj się nade Wtedy
Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go. I zawołali
ślepego, mówiąc mu: Ufaj, A on zrzucił
swój płaszcz, porwał się z miejsca i przyszedł do
Jezusa. A Jezus, odezwawszy się, rzekł mu;
Co chcesz, abym ci uczynił? A ślepy odrzekł mu:
Mistrzu, abym przejrzał. Tedy mu rzekł
Jezus: Idź, wiara twoja uzdrowiła cię. I wnet
odzyskał wzrok, i szedł za nim drogą”
(Mar. 10,46- 52).
Bartymeusz był ślepcem, który usłyszał o Jezusie.
Wiedział, że ślepota to: „goliat” nie do pokonania dla
niego. Ale usłyszał, że Nazarejczyk, nowy prorok jest
w Jerychu, że przemawia z mocą jak jeszcze nikt
dotąd nie przemawiał i w dodatku czyni cuda i
uzdrawia. Bardzo pragną przejrzeć na oczy i widzieć.
To było jego wielkie marzenie. Oddałby za to
wszystko. Ale wiedział, że nikt z ludzi nie może mu pomóc. Więc spotkanie z uzdrowicielem z Nazaretu wydawało się jedyną szansą na spełnienie upragnionego celu. Powiedział sobie w duchu: Będę wołał za Nim aż mnie wysłucha – „Jezusie, synu Dawida, Zmiłuj się nade mną! Innych uzdrawiał i pewnie mnie uzdrowi”. Gdy tylko usłyszał, że Jezus
jest już blisko – zaczął wołać. Był zdeterminowany.
Inni uciszali go, napominali by dał sobie spokój. Ale
nie. On wołał i wołał jeszcze głośniej. I co się stało?
Jezus go usłyszał! Było warto! Został uzdrowiony!
„alleluja” pewnie zawołał z radości. To musiało być
naprawdę coś.
Bartymeusz uczynił coś, co pozwoliło mu
doświadczyć i cieszyć się cudem uzdrowienia. On
praktykował swoją wiarę (patrz w.50). Zrzucił
płaszcz, zerwał się na równe nogi i podszedł do
Jezusa i poprosił. Jezus zwykł mawiać „ …proście a
będzie wam dane…” Gdy prześledzimy zachowanie
Pana Jezusa w takich sytuacjach to zawsze
stwierdzimy jednoznacznie, że nasz Przyjaciel jest
głęboko zainteresowany naszymi potrzebami.
Gdy tylko przez wiarę i z wiarą przyjdziemy do
Niego z prośbą – możemy być pewni. Zostaniemy
wysłuchani. Zauważ, że Jezus lubi odpowiadać nam
we właściwym czasie. On lubi wyczekiwać, przez co
pobudza nas do głębszej gorliwości. Przypomnijmy
sobie historię Syrofenicjanki, albo kobietę, która
chorowała przez 12 lat na upływ krwi. W tym
przypadku Jezus jakby nie zwracał na kobietę uwagi
przez co pozwolił jej na pełne zaangażowanie, by
jej wiara dojrzała, tak by Bóg udzielił jej
uzdrowienia. Podoba mi się styl Jezusa, On zawsze
wszystko czyni dla naszego dobra. Uczy nas,
wychowuje, dodaje otuchy, pociesza. Buduje naszą
wiarę tak byśmy z łaski Jego otrzymali
uzdrowienie, uwolnienie i życie wieczne.

Tak właśnie przez praktykowanie wiary w Jezusa i
Jego moc możemy pokonać to co niepokonane i
zdobyć najwyższe szczyty etyczne, moralne i
duchowe. Aby przez praktykowanie wiary pokonać
każdy problem czy grzech, czasem będziemy
musieli pójść krok dalej. To może ci się nie spodobać mój drogi przyjacielu. To może nie spodobać się szczególnie tym, którzy biorą wszystko w życiu na logikę. Po prostu czasem trzeba przestać kierować się rozumem a zastosować zaufanie. Nie sugeruję byś był bezmyślnym warzywem. Mówię tylko o tym, że czasem trzeba nawet zostawić logiczne myślenie i zaufać Jezusowi. Jak to zrobić? Zaufaj Jezusowi tak jak ufasz pilotowi w samolocie, jak ufasz kelnerowi w restauracji, jak ufasz kierowcy autobusu, który wiezie cię do pracy czy do szkoły. Zaufaj Jezusowi, On cię nie zawiedzie.

Pamiętaj! Jeśli nie podejmujesz akcji, nie ma i reakcji. Jeśli przez wiarę nie zaufasz Jezusowi, nigdy nie otrzymasz tego, o co prosisz. A jeśli nie podejmiesz akcji to znaczy, że nie masz wystarczającej wiary. Bo jak mówi Apostoł Jakub
„wiara bez uczynków jest martwa” (Jak. 2,26). Gdyby nasza wiara była jak ziarnko gorczycy – mówi Jezus – góry byśmy przenosili.
Zatem nasuwa się podpowiedź. Jeśli czegoś w naszym życiu nie możemy osiągnąć, musimy zacząć od osiągnięcia wiary! Z wiary w wiarę, z doświadczenia w doświadczenie, uczmy się ufać Jezusowi.

Moja osobista droga jest bardzo bolesna, bo jestem człowiekiem twardego karku i małej wiary. Nie umiem uczyć się na cudzych błędach. Nie lubię słuchać innych „nauczycieli” i często chodzę własnymi drogami. Jestem typem buntownika, czasem walczę z Bogiem i odchodzę jak obrażone dziecko, gniewam się na swego Ojca. Mój Bóg ma ze mną same problemy. Ale kocha mnie a ja kocham Jego. Jesteśmy jak młode małżeństwo z tą tylko różnicą, że to ja zawsze nie mam racji i tylko ja popełniam błędy.
Poznawałem Boga jak to w życiu bywa poprzez innych ludzi. Mówiono mi, że On jest w swoim kościele. Że jest obecny na mszy. Lubiłem czasem pójść do kościoła i doświadczyć tej tajemniczości, poczuć ten klimat, chłód, przyciemniony nastrój, zapach kadzideł i świec. Tajemniczy Bóg, do którego się modlono, śpiewano pieśni i składano ofiary. Chciałem Go osobiście poznać. Ale Boga nie było. Nie odpowiadał na moje pytania. Nie dawał się poznać w sposób, w jaki oczekiwałem. Nie zmieniał mojego grzesznego stylu życia. Nie pokonywał też moich „goliatów”. Nauczyłem się żyć życiem egoistycznym, w którym dominowało zaspokajanie pożądliwości. W domu katolickim, mama starała się być dla nas jak najlepsza, kochała nas jak tylko da się najbardziej. Broniła nas własnym ciałem przed wszelkimi zagrożeniami. Chroniła nas od wszelkiego zła. Szatan nie próżnował jednak i wychowywał nas tak jak chciał. Ja zacząłem pić alkohol i palić papierosy a młodszy brat poszedł do poprawczaka. W moim życiu pojawiły się różne problemy, w szkole w domu. Sam nie wiem jak i dlaczego odreagowałem uciekając się do różnych diabelskich dewiacji, tak poniżających godność ludzką, że aż wstyd mi i nie godzi się tego opisywać. Rozwiązłość seksualna, narkotyki i jakieś niewytłumaczalnie niskie poczucie własnej wartości popchnęło mnie do skrajnych praktyk z dziedziny filozofii i magii.
Byłem człowiekiem bardzo zdemonizowanym. Szukałem ratunku u Boga. Bóg pozwolił się odnaleźć. Pamiętam kilka takich momentów w życiu, w których niepewnie, ale ze szczerym pragnieniem w sercu stawiałem pierwsze kroki do Boga. Zapraszałem Go do swego serca jako mojego osobistego Pana i Zbawiciela.. W różny sposób wyznawałem Mu swoje grzechy a On działał i działał w moim życiu. Mijały lata a On działał i działa po dziś dzień. Ja wierzę i doświadczam tego, że Bóg uwalnia mnie od moich „goliatów”. Pierwszym „goliatem”, którego pamiętam był nałóg palenia papierosów, który mnie zabijał. Paliłem już osiem lat. Jak wierzę, Bóg zabrał mi ten nałóg z dnia na dzień. Jestem od dziesięciu lat wolnym człowiekiem i wierzę, że już tak pozostanie. Bogu niech będzie za to chwała.

Był taki moment w moim życiu, że w obliczu śmierci, bo byłem mocno uzależniony od środków chemicznych, że Bóg uwolnił mnie od ćpania. Zaczęło się bardzo niewinnie, od tak, dla zabawy. Kolega powiedział, „ choć pokiramy sobie budeks, będzie niezły odlot”, poszedłem i zakirałem i tak ćpałem z przerwami blisko cztery lata. Końcowa faza tej „przygody” była bardzo bolesna, upokarzająca i konsekwentnie prowadziła mnie do śmierci. Ćpałem po lasach, po polach, czy wewnątrz kanałów przeciwdeszczowych w lecie i zimą, cały rok na okrągło. Często w deszczu i śniegu. Tracąc przytomność i kontrole fizjologiczne tam gdzie upadłem tam leżałem. Czasem budziłem się i nie
umiałem znaleźć drogi do domu. Nawiedzały mnie w wizjach narkotycznych demony i jak wierzę zabijały mnie dzień po dniu.
Wyłudzałem pieniądze i ćpałem i ćpałem. Chodziłem śmierdzący, brudny i głodny. Wrak człowieka. Bez wstydu, godności i wiary w to, że coś może się zmienić. Chciałem umrzeć. I ten „goliat” został pokonany! Siedząc w piwnicy, do której schodziłem, co piętnaście minut by się odurzyć, pewnego razu miałem dwie butelki półlitrowe rozpuszczalnika „Nitro” Modliłem się ze łzami w oczach o śmierć lub wybawienie.
Bóg mnie ocalił! Jemu niech będzie za to chwała.
Tak, więc pierwszym krokiem w praktykowaniu wiary jest przyjście do Jezusa z odrobiną nadziei czasem w brew nadziei. Wiesz – gdyby Jezus zawodził ja już bym nie żył od 10 lat.

ŚWIADOMOŚĆ CELU.

Istotną rzeczą na drodze do osiągnięcia celu jest osobista znajomość Jezusa Chrystusa. Czym bardziej zbliżysz się do Niego tym łatwiej będzie ci osiągnąć dobry cel. Bóg jest doskonałym specjalistą. Oto przykład z ostatniej chwili.
Właśnie rozpoczynał się Sabat a było to w piątek wieczorem. Krzysiek opowiadał mi o swoim ojcu.

Doszliśmy do wniosku, że warto by było przekazać mu ewangelię o zbawieniu z łaski przez wiarę w
Jezusie Chrystusie. Była godzina gdzieś, po 21, gdy pomyślałem, że można pojechać do niego jeszcze dziś. Do najbliższego miasta mieliśmy około piętnastu kilometrów drogi, a zważywszy na to, że mieszkaliśmy na wsi, gdzie nie było o tak późnej porze żadnego połączenia autobusem, koniecznym wydawało nam się, przebycie tej drogi pieszo. Pomyślałem – a szybko odezwało się moje „ego” – „za daleko”. Zaraz potem przypomniałem sobie, że mój Pan, gdy było trzeba to nie wahał się ani chwili by tylko dla jednej poganki Syrofenicjanki przejść aż 70 km. I nie miała ta odległość dla Niego większego znaczenia. Więc dla mnie te 15 km nie powinno również mieć żadnego znaczenia. Bez zbędnego myślenia podjąłem dobrą decyzję – mogę iść. Pan jednak w swej łaskawości sprawił, że mieliśmy transport i nie musieliśmy iść. Tak, więc już za kilka godzin byliśmy na dworcu PKP w N-owym Sączu w drodze do Krakowa. 160 km do Krakowa i już o godz. 5.18 byliśmy na miejscu. Jeszcze tylko 50 km do Wadowic i stamtąd do celu, czyli do Andrychowa samochodem. Około godz. 8.00 byliśmy na miejscu. Po wspólnym śniadaniu tata Krzyśka zapytał, – „co chcecie tu robić?”. Zaprosiliśmy go, więc na wspólne nabożeństwo do miejscowego zboru. Po nabożeństwie z inicjatywy gospodarza, udaliśmy się do pobliskiego parku gdzie było piękne jezioro. Pływały łabędzie, a my siedząc na ławce rozmawialiśmy o Bożych sprawach. Czułem, że jest to dobry czas i właściwa pora, bo po to tu przyjechałem, by przekazać Dobrą Nowinę panu Jerzemu. Mówiłem, więc o zbawieniu z łaski przez wiarę, o przebaczeniu w Chrystusie i darze życia wiecznego. Zapytałem – „ czy zechciałby pan, gdyby Jezus dziś przyszedł, spotkać się z Nim osobiście i spędzić z Nim wieczność?” – odpowiedział „tak”. Zaprosiłem wiec go do wspólnej modlitwy. I pochyliliśmy głowy modląc się wspólnie do Jezusa, aby przyjął tatę Krzyśka jako swoje dziecko i obdarzył go swym dziedzictwem. Pamiętam radość w jego oczach, gdy po wypowiedzeniu słowa „amen” popatrzyliśmy na siebie. Gratulując mu wspaniałego wyboru i najwspanialszej chwili w życiu, (duchowych narodzin), uścisnąłem jego rękę a Krzyś objął ramionami swego ojca. A wszystko to miało miejsce 07.07.2007r.

Pomyślmy o tym, gdybym nie znał swego celu, nie byłoby tego wspaniałego wydarzenia. Nie doświadczyłbym kolejnego cudu. Bo z pewnością jest to jeden z największych cudów, gdy dla Królestwa Bożego rodzi się w Chrystusie nowy człowiek.
Świadomie podjąłem dobrą decyzję „Będę naśladował swego Pana i będę dzielił się ewangelią nie patrząc na koszty” i bynajmniej to dobre dzieło we mnie nie było moją zasługą.
To Bóg był sprawcą tego dobrego dzieła, a my zostaliśmy użyci jako Boże narzędzia. Potrzebna była
nam modlitwa, wiara i Boża moc. Bez tego nic dobrego uczynić nie możemy. Jest, więc rzeczą niemożliwą by skutecznie modlić się bez wiary i by wierzyć bez modlitwy. Oczywiście można wypowiadać jakieś słowa w przestrzeń gwiezdną, ale bez wiary to może być próżna mowa (por. Jak.1.6-7).

Jak zatem zbliżyć się do Boga i zwyciężyć własne słabości, gdy nie umiemy się modlić z wiarą i nie mamy dostatecznie dużej wiary by się modlić? Trzeba nam zacząć od początku. Początkiem wszelkich sukcesów w żarliwej modlitwie i głębokiej wierze będzie osobista przyjaźń z Jezusem. Już wiele o tym napisałem i pewnie jeszcze napiszę, bo przyjaźń z Jezusem jest jedynym, skutecznym i prawdziwym sposobem na sukces. Zarezerwuj, więc już z samego rana najlepsze chwile swojego dnia na osobiste spotkanie z Jezusem, czytaj Jego słowo tj. Pismo Święte. Rozmawiaj z Nim szczerze jak z najlepszym przyjacielem. On pozwoli ci się odnaleźć, gdy będziesz szukał Go całym swoim sercem. Ja czytam już Słowo Jego od dziesięciu lat i za każdym razem poznaję Go bliżej. On wprowadza mnie w zdumienie, zaskakuje mnie swym zachowaniem, mądrością, miłością i stylem bycia. Dziś przeczytałem w Ew. Łukasza po raz kolejny, jak Jezus po krótkim pobycie w Kafarnaum po uzdrowieniu niewolnika centuriona rzymskiego (7,1-10), niezwłocznie zaraz po tym udał się do Nain oddalonego od Kafarnaum o 40 km. Tam spotkał się
w jednej z czterech bram, nie przypadkowo jak sądzę, z konduktem żałobnym, gdzie wdowa wraz z towarzyszącym jej ludem, idzie pochować swego umiłowanego, jedynego syna. Teraz popatrz na mojego Przyjaciela, popatrz na Jezusa! On nie zwleka, On się nie ociąga. Spieszy na ratunek wdowie. Chętnie przemierza pieszo 40 km i co robi?
Pociesza ja i dotyka się noszy. Kondukt staje, a Chrystus mówi do chłopca:

„ Młodzieńcze, mówię Ci wstań!”. To jest Bóg!

A chłopiec? A chłopiec wstaje! Dajesz temu wiarę? Chłopiec wstaje i zaczyna mówić i spotyka się ze swoją matką w objęciach. A cały lud zdumiony chwali Boga za tak wielki cud.

Oto Mój Przyjaciel, Zwycięzca. Nawet śmierć jest Mu uległa. Gdy bliżej poznasz Jezusa, pokochasz Go całym swoim sercem, w naturalny sposób powierzysz Mu swoje problemy i troski, a On odmieni twoje życie.

Ewangelia odmienia życie człowieka.

Ewangelia odmienia życie człowieka, od wewnątrz na zewnątrz. Czy Ewangelia działa w tobie skutecznie? Popatrz na owoce. Test ten pokaże ci, jak jest. Gdy korzeń jest zdrowy, to i całe drzewo jest zdrowe, a także i jego owoce. ( patrz Gal.5,16-25).

Krótki test na duchową naturę chrystocentryka.

1. Czy tak wychwalasz Boga jak swój nowy samochód?
2. Czy walczysz o zachowywanie Bożego prawa tak jak strajkujący o podwyżki?
3. Czy mówisz z wielkim entuzjazmem o zbawieniu z łaski przez wiarę w Jezusie Chrystusie, tak jak o wygranej w totolotka?