MODLITWA - oddech wiary

Modlitwa osobista

Najsilniejszy jest zawsze ten, kto umie złożyć dłonie do modlitwy.
Soren Kierkegaard

„Modlitwa Pańska”.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie.
Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje
bądź wola Twoja,
Jak w niebie tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj
I odpuść nam nasze winy jak i my odpuszczamy naszym winowajcom.
I nie pozwól abyśmy ulegli pokusie,
Ale zbaw nas od złego.
Bo Twoje jest królestwo i moc i chwała na wieki.
(Mat. 6,9-13).


Doskonały przykład modlitwy podał nam Pan Jezus na prośbę swoich uczniów. Modlitwa ta jest znana większości ludzi jako Modlitwa Pańska. Spróbujmy, więc przyjrzeć się jej bliżej, tak by pomogła nam zapoznać się z wszystkimi jej elementami.

Modlitwa ta jest skierowana bezpośrednio do Boga, bez potrzeby uciekania się do jakichkolwiek pośredników. Wywyższa imię Boże i jest prośbą o powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. Akceptuje wolę Bożą. Zawiera prośbę o potrzeby dnia codziennego. Wyznanie grzechów pod warunkiem, że i my odpuszczamy tym, którzy zawinili nam. Zawiera prośbę o ochronę. Uznanie autorytetu i mocy Bożej. Tak skonstruowana modlitwa jest doskonałą formą rozmowy z Bogiem, która powinna być nieodłącznym elementem naszej codzienności. Oczywiście należy pamiętać by zawsze za wszystko dziękować Bogu w modlitwach. Wbrew obiegowym opiniom, dobra modlitwa to nie taka, którą powtórzymy wielokrotnie recytując z modlitewnika, a raczej taka, która wypływa prosto z naszego serca. Modlitwa taka jest rozmową z Bogiem. Jest rozmową przyjaciela z Przyjacielem. Oczywiście w nabożnym szacunku i czci. Taka modlitwa podoba się Bogu, i jest dla nas dużym błogosławieństwem.

23.VII.2006 roku doświadczyłem po raz kolejny mocy Bożej. Zostałem posłany do śmiertelnie chorego człowieka. Zanim wyszedłem z domu, modliłem się do Boga o prowadzenie i odpowiednie postępowanie w chwili tak szczególnej. Po czym udałem się do pobliskiego hospicjum. Modląc się nad umierającym namaściłem go olejem w imieniu Pańskim. Prosiłem by pan Bolesław pojednał się z Bogiem. Gestem głowy potwierdził, że pragnie pojednania. Po modlitwie opuściłem go. Przeżyłem coś tak poruszającego po raz pierwszy w życiu, nie miałem doświadczenia w takich sytuacjach, trudno o praktykę w podobnych przypadkach i nie życzyłbym sobie i nikomu, by nabywał takiej praktyki. Więc po powrocie do domu w modlitwie przedstawiłem Bogu swoje obawy i trwogę. Nie miałem pewności czy postąpiłem dokładnie tak jak życzyłby sobie tego Bóg. Byłem poruszony tym przykrym doświadczeniem, a troska o zbawienie tego człowieka była dla mnie szczególna. Przecież chodziło tu o jego „być czy nie być” na wieczność. Usiadłem zamyślony i pogrążony w modlitwie na ławce przed blokiem. Pytałem Boga – czy wszystko było właściwe? Gdzieś jakby za mgły w głębokiej oddali dobijał się do moich uszu szum. Dźwięk melodii. Coraz bliżej moich uszu, coraz wyraźniej zacząłem dostrzega słowa piosenki. Dzieci kilka metrów przede mną bawiąc się na huśtawce śpiewały – „ NIE LĘKAJ SIĘ, NIE LĘKAJ SIĘ”. Gdy zrozumiałem, co Bóg odpowiada mi ustami tych dzieci, one zamilkły a ja uspokoiłem się ufny w przekonaniu, że zbawienie stało się udziałem umierającego człowieka. Bóg jest zainteresowany dialogiem z każdym, kto się do Niego zwraca w modlitwie.

“ Dar Boży”
(fragm. z pamiętnika p.t. „Wspomnienia Romy” )

Był lipiec 1992 roku. Razem z mężem i moimi dwoma córkami Renatką i ośmiomiesięczną Dorotką, pojechaliśmy po towar pod Myślenice. Ponieważ nie mogliśmy znaleźć hurtowni postanowiłam wysiąść z samochodu i w zajeździe poczekać na Zygmunta, aż załatwi swoje sprawy. Był duży upał i dzieci były zmęczone długą jazdą. Postanowiłam je w między czasie nakarmić i napoić. Gdy wysiadłam z samochodu przeszłam z Dorotką na drugą stronę drogi, a Renia, która siedziała z przodu męczyła się by odpiąć pasy. W chwili, gdy w końcu odpięła pasy i wyszła z samochodu spostrzegłam pędzący na nią samochód. Na naszych oczach wjechał w nasze dziecko. Widziałam jak wyrzuciło ją na samochód. Potem przeleciała w powietrzu, uderzyła głową o asfalt i jeszcze z dwa metry jechała po poboczu drogi. W moim umyśle kłębiły się straszne myśli, pragnęłam krzyczeć, lecz nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Było to straszne uczucie. Pomimo wielkiej chęci pomocy, byłam świadoma, że nic nie mogę zrobić. Byliśmy pewni, że nie żyje. Wokoło nas momentalnie zebrało się mnóstwo ludzi. Wszyscy ludzie mówili to samo. Twierdzili, że nieboszczykowi zawsze spada but z nogi, a nasza córka go nie miała. Mimo tego, iż nie wierzyłam w zabobony to bardzo uchwyciłam się słów tych ludzi i zaczęłam szukać tego buta.
Pomyślałam, że jeśli go znajdę moja córka będzie żyła. Zysiu (mój mąż) sprawdził tętno, oddech, nie było jednak żadnych oznak życia. Ogarnęło nas niesamowite uczucie otępienia i spokoju, nie słyszeliśmy, co wokół nas się dzieje. Zysiu klęczał koło Renatki a ja z Dorotką odeszłam koło samochodu i tam się modliłam by Bóg pozwolił nam to jakoś przetrwać. Wtedy przypomniałam sobie zdarzenie z przed trzech dni. Byliśmy całą rodziną nad zalewem Chechło. Po drugiej stronie zalewu młoda dziewczyna pływała na materacu. W pewnym momencie wpadła do wody i zaczęła tonąć. Jej wujek skoczył jej na pomoc. Mimo szybkiej reakcji ratowników utonęli oboje. To wydarzenie wywołało w nas refleksje. Zaczęliśmy się zastanawiać jak my przeżylibyśmy podobną tragedię. Zrozumiałam, że Bóg chciał nas przygotować na to nieszczęście. Pamiętam, że po raz pierwszy w moim życiu nie wołałam ludzi na pomoc tylko udałam się do Boga. Po modlitwie podeszłam do klęczącego nad Renią mego męża. Mój Pan po raz kolejny uczynił cud w naszym życiu! Nagle ku naszemu zdumieniu a zarazem wielkiej radości, Renatka wciągnęła powietrze i zaczęła oddychać a zaraz potem pytać, co się stało. Klęczeliśmy oboje koło niej i mówiąc staraliśmy się nie stracić z nią kontaktu. Nie wiem ile czasu upłynęło do przyjazdu karetki. Dla nas była to wieczność. Gdy przyjechała pomoc lekarz stwierdził liczne obrażenia. Uraz czaszki, otwarte złamanie nogi połamana miednica, kręgosłup pod znakiem zapytania oraz całkowicie zdarty naskórek na ciele. Jednym słowem stan był krytyczny. Lekarz nie pozwolił nam jechać z nią w karetce. Gdy dotarliśmy do szpitala dziecko było po prześwietleniu i ogólnym badaniu. Lekarz, który był przy wypadku zawołał nas i powiedział, że mamy niesamowite szczęście, bo on pracując 23 lata w pogotowiu jeszcze nie spotkał się z takim cudem. W miejscu gdzie poprzednio wystawała kość pozostała tylko dziura a po prześwietleniu okazało się, że nie ma nawet pęknięcia kości. Zarzekał się, ze nie mógł się pomylić. Zresztą świadkiem był kierowca, sanitariusz i pielęgniarka. Renia opuściła szpital już trzy dni później. Gdy wychodziła ordynator powiedział nam, że to, iż nie jemy wieprzowiny miało duży wpływ na gojenie się ran. Kilka razy pytał, kim jesteśmy? Był to ewidentny cud dla całego szpitala. Wiedzieliśmy, że już drugie dziecko wyratował nam Pan od śmierci”.

Modlitwa wstawiennicza
Jakub 5,13-16
Zawsze skuteczna – nigdy nie zaszkodzi.

Są sytuacje, kiedy jesteśmy zbyt słabi by modlić się osobiście. Przyczyn może być naprawdę wiele. Ale my skoncentrujmy się na rozwiązaniu. Bo bez względu na to, jaka jest przyczyna naszego problemu, to korzyści wypływające z modlitwy wstawienniczej są nieocenione, a często niedocenione. Oczywiście w żaden sposób nie powinny one zastąpić osobistej modlitwy, a raczej niech będzie ona środkiem pomocniczym. Modlitwa wstawiennicza jest jej dopełnieniem.

KROKI PRAKTYCZNEGO ZASTOSOWANIA.

Poproś przyjaciół, braci w kościele lub rodzinę o modlitwę w konkretnej intencji. Przedstaw intencje o ile jest to możliwe bardzo szczegółowo. Nie ustawaj w proszeniu ( przypomnij sobie historie natarczywej wdowy z Ew. Łuk.18,10-14).

KROKI DLA PRAKTYKUJĄCYCH MODLITWĘ WSTAWIENNICZĄ

Nie przerywaj modlitwy, jeśli nie ma konkretnej przyczyny. Nigdy nie odmawiaj modlitwy a raczej sam ją proponuj. Zachęcaj innych do wspólnej modlitwy wstawienniczej. Nie zrażaj się brakiem nagłych owoców – czasem potrzeba czasu. Gdy modlisz się o oddemonizowanie zastosuj post.
Od czasu, gdy Bóg uwolnił mnie od uzależnienia, odczuwałem moralny dług wdzięczności wobec mojego przyjaciela narkomana. Bardzo chciałem mu pomóc, w swej niemocy modlę się za niego i jego rodzinę już blisko dziesięć lat. W tym czasie zaprzyjaźniłem się z jego młodszym bratem Tomkiem, ateistą, za którego modliłem się by zbawienie stało się jego udziałem. Po roku czasu wspólnych spotkań i rozmów na temat Ewangelii Chrystusowej Tomek stał się świadomie wierzącym chrześcijaninem. A oto, co sam mówi o tamtym czasie:

"Dałem się znaleźć tym, którzy mnie nie szukali.
Objawiłem się tym, którzy o mnie nie pytali". (Rz.10,20)

„Pismo Święte jest niebiańskim darem dla wszystkich ludzi, lecz ten konkretny tekst, jest dla mnie tak osobisty i bliski, że odnoszę wrażenie, jakby został napisany tylko i wyłącznie dla mnie i o mnie.
Wychowałem się w zwyczajnej katolickiej rodzinie. Boga "znałem" głównie z kościoła, i z lekcji religii. Niestety ani w kościele, ani na lekcjach religii, nie poznałem OSOBISCIE Jezusa Chrystusa. Moja mama była wtenczas religijna osoba, jednak jej wiara nie udzielała mi się w jakiś znaczący sposób. Mijały lata, a ja żyłem, jak ta świnia w błocie, nie chcąc niczego zmienić na lepsze. Podczas tego długiego okresu mojego życia, przeżywałem dużo cierpienia, zawodów i trosk. Te różne trudne doświadczenia, skłoniły mnie do rozmyślań nad sensem cierpienie, i istnienia człowieka w ogóle. Zacząłem interesować się świecką filozofia, lecz ona nie dala mi satysfakcjonującej odpowiedzi na nurtujące mnie dylematy. I tak mijały kolejne miesiące...
Aż pewnego dnia spotkałem na swej drodze człowieka, który również nie znal odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania, lecz stanowczo twierdził, że zna kogoś, kto wie wszystko.
Ów człowiek nie owijał w bawełnę, lecz w prostocie serca mówił mi o Bogu, który zdziałał w jego życiu cuda. Ja w tym czasie byłem niestety ateista, więc kpiłem sobie z niego, i jego "średniowiecznych" poglądów. Przez długie miesiące, nasze rozmowy oscylowały głownie wokół pytania; czy człowiek powstał z małpy, czy z reki miłującego Boga? I ja, i on, wiedzieliśmy swoje, i nikt nie chciał ani na chwile przyznać drugiemu racji. Moje argumenty opierały się na logice, filozofii, i odkryciach naukowych, a jego jedynym argumentem było Słowo Boże. Przez długi czas, miałem krytyczny stosunek do Biblii. Będąc jednak człowiekiem szczerym, postanowiłem przeczytać te księgę, aby moc się doń ustosunkować, oraz znalawszy w niej jakieś błędy czy nieścisłości, efektywniej wytrącać argumenty z reki mego rozmówcy.
WPADŁEM JAK ŚLIWKA W KOPOT! Lektura Pisma Świętego zmieniła (i zmienia) moje życie nie do poznania. Księga, która wydawała mi się być zbiorem bajek i legend, okazała się być niezwykle spójna, logiczna, i ... wiarygodna. Powoli, ale systematycznie, zaczynałem tracić asy z rękawa. Prawdy Biblii, oraz naukowe publikacje, napisane przez naukowców - kreacjonistów, które wówczas czytałem, zabiły we mnie ewolucjonistę, którym byłem przez cale lata. Kiedy przestałem być sceptykiem, i pozwoliłem sobie na przywilej szczerości, odnalazłem pokój ducha, cel, i nadzieje. Wówczas wypełniły się w moim życiu słowa zapisane w ewangelii Jana 8,32; "I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi". Jezus prawdziwie wyswobodził mnie z kłamstwa, w którym tkwiłem, lecz również z wielu grzechów, których wówczas nie uważałem za nic złego, lub myślałem że sam dam sobie z nimi rade.

Dziś jestem innym człowiekiem. Mam mnóstwo wspaniałych doświadczeń z Bogiem, na które zabrakło by miejsca w tej książce, gdyby je wszystkie spisać. Z sentymentem i żalem wspominam te czasy, kiedy byłem niewolnikiem grzechu, ludzkiej nauki i filozofii. Wierze jednak w to, że każdy szczery człowiek znajdzie kiedyś w swym życiu Boga, jeśli tylko zacznie Go szukać. "Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli kto usłyszy glos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną". Moje serce było zamknięte przez 18 lat. Przez 18 lat, nie otwierałem drzwi swego serca dla Boga. Dziś niczego tak nie żałuję jak tych 18 straconych lat. Tych 18 straconych lat, które mogłem poświęcić poznawaniu Boga, a które przepadły i nigdy nie powrócą. Kończąc tę historie, pragnę oddać Bogu chwale za łaskę, którą mi wyświadczył, i życzyć wszystkim osobistego poznania naszego Pana i Zbawiciela - Jezusa Chrystusa.”



WIELE MOŻE USILNA MODLITWA SPRAWIEDLIWEGO

Przez wiele lat prosiłem braci, chrześcijan o modlitwę za mnie. Były to prośby o uwolnienie od pewnego demona, który w swej niszczycielskiej mocy rujnował moje zdrowie psychiczne, fizyczne i duchowe. Było to tak silne zjawisko, że odbierało mi chęć do życia, myślałem o tym by skończyć ze sobą. Byłem przez tego demona zniewolony, pozbawiony radości, chęci do pracy, dystansowałem się społecznie, traciłem wiarę w Boga. Był to największy „goliat” w moim życiu. Był przyczyną większości moich problemów emocjonalnych, partnerskich i egzystencjalnych. Nie potrafiłem nic z nim zrobić. A Bóg był jakby „głuchy” na moje modlitwy. Wiele lat przeminęło aż nadszedł właściwy czas. A MOC MODLITWY WSTAWIENNICZEJ – codzienne zabieganie moich braci i sióstr za mną przed Bogiem - Jezusem Chrystusem nie było daremne. Dziś jestem wolnym człowiekiem. Dziękuję Wam bracia. Bogu niech będzie za to chwała! Ważne jest by w doświadczeniu modlitwy wstawienniczej modlić się, ale i też być przyjacielem w potrzebie. Konieczne jest w miarę możliwości by zatroszczyć się osobiście lub pośrednio o osobę, za którą się modlimy w sposób praktyczny. Łatwiej ci będzie pokonywać własne „goliaty”, gdy patrząc na Jezusa będziesz zajmować się pomaganiem innym. Gdy ty będziesz pomagał innym Bóg znajdzie osoby, które poświecą się dla ciebie, byś i ty był w Chrystusie zwycięzcą! Jak już wcześniej wspomniałem praktyczną wskazówką na drodze do skutecznej modlitwy a zatem do zwycięstwa przez wiarę nad każdym „goliatem” okaże się…

Post
Iz. 58,6-12

Post jest szczególnie wyjątkowym i pomocnym „narzędziem” w walce z każdym poważnym „goliatem”. Jezus wyraźnie powiedział kiedyś do swoich uczniów, że jest pewien rodzaj demonów, które można wypędzić tylko przez modlitwę i post. Śmiem twierdzić, że podstawową formą postu jest po prostu styl życia. Może jesteś zdziwiony, bo dotychczas słyszałeś tylko o powstrzymywaniu się od jedzenia mięsa w piątek i znasz tylko taką formę postu. Ale Bóg, poprzez pióro proroka Izajasza mówi nam o poście nieco więcej, (zob. Izajasz 58).
Zobacz, że Bóg mówi tu o konkretnym stylu życia.


1.Sprawiedliwość.
2.Dobroć, troska, uczynność.
3.Bezinteresowne zaspokajanie potrzeb potrzebujących.
Gdy twój styl życia będzie podobał się Bogu, On będzie ci błogosławił.
Zwróć proszę szczególną uwagę na wiersz 8
„Twoje uzdrowienie szybko nastąpi” Pan będzie cię
strzegł (w.9). Pan cię wysłucha a w chwili zagrożenia natychmiast odpowie na twoje wołanie
> OTO JESTEM <.

Jednym słowem konieczne jest praktykowanie świadomego chrześcijaństwa, bo jako takie i jedynie właściwe jest skuteczne i tak właśnie zostało przedstawione w Biblii.

Post również jest powstrzymywaniem się od spożywania jedzenia. Ta forma postu świetnie przygotowuje nas do uświęcenia, pozwala nam zbliżyć się do Boga. To czas wyjątkowy. Dzień postu powinien być, jeśli to możliwe, pozbawiony wszystkiego, co mogłoby nas rozproszyć. Wyłącz, więc telefon, telewizor, komputer. Poświeć ten czas na modlitwę i szczególne zbliżenie się do Boga. Przylgnij do Pana jak pas do bioder. Wyznaj Bogu wszelki grzech, otwórz swoje serce przed Bogiem. Zrób rachunek sumienia, rozmawiaj z Nim, proś o przebaczenie i napełnienie Duchem Św. Doskonałym miejscem może okazać się przyroda, długi spacer – w rozmowie sam na sam z Bogiem. I szczere płynące z głębi serca intencje, w których pościmy.

Osobiście odkąd podjąłem świadomie chrześcijański styl życia, nigdy nie głodowałem. Choć czasem były różne sytuacje życiowe. To jednak Pan zawsze troszczył się o mnie.